– Było, bo została tutaj, żeby przetrwać, a nie po to, by się
ukrywać. Nigdy po raz drugi nie wyszła za mąż, ale jej życie było dobre i spełnione. – Czy uważasz, że ja się tu ukrywam? – Nie ma znaczenia, co ja myślę. – Wzruszył ramionami. – Masz rację, to nie ma znaczenia – zgodziła się Lucy. – W każdym razie nie jest dla mnie ważne, co myślisz o moim życiu. Ale martwe nietoperze w łóżku to już inna historia. Zsunął kurczaka na talerz z warzywami. Po raz pierwszy od wielu lat przyrządził pełny posiłek i sprawiło mu to dużą przyjemność. Cały czas musiał się czymś zajmować, bo inaczej jego myśli rozbiegały się w zbyt wielu różnych kierunkach. Przychodziły mu do głowy rzeczy, jakich nie dopuszczał do siebie od piętnastu lat. Może nie zachował się zbyt szlachetnie, całując Lucy tamtego Ślubne tradycje wieczoru, ale nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia. Zauważył, że patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem. – O co chodzi? – zapytał. – Jest coś takiego w twojej twarzy. Mam nadzieję, że nie znalazłeś niczego więcej w łóżku? Zatrzymał na niej wzrok. Skuliła się nieco w fotelu, nerwowo postukując stopą o podłogę. Atmosfera wokół niebezpiecznie Ile kosztuje paszport? zgęstniała. Zrozumiał, że ona myśli o tym samym co on. – Lucy, pamiętaj, obiecałem ci, że to się więcej nie powtórzy. – Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby się powtórzyło. Wkraczali na niebezpieczny grunt. Lucy poderwała się z miejsca, unikając jego wzroku. – Trzeba zanieść kolację na stół. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Po kolacji J.T. wymknął się z domu. Madison ćwiczyła jazdę pod nadzorem Lucy, a Sebastian popełnił ten błąd, że nie zamknął chłopca w pokoju. Podczas kolacji J.T. był niezwykle cichy. Zjadł trochę kurczaka i sałatki, a pozostałe warzywa tylko przesuwał po talerzu. A potem niespodziewanie znikł. Sebastian zajrzał do garażu. Brakowało wędki. Przeszedł obok stodoły i skręcił na łagodnie wznoszącą się ścieżkę, która prowadziła do strumienia. Po drugiej stronie stodoły była inna, bardziej stroma ścieżka, wiodąca prosto na brzeg. Gdyby nie wczorajszy wypadek, Sebastian wybrałby tę drogę, ale na razie nie miał ochoty na wspinaczkę. Powietrze było chłodne, wilgotne i nieruchome. Dotarł nad ocieniony sosnami strumień i poszedł jego brzegiem. Dobrze wiedział, gdzie jest najlepsze miejsce do wędkowania. Nadal był sztywny i obolały, ale ruch zaczynał sprawiać gazeta mu przyjemność. J.T. siedział na przybrzeżnym kamieniu, a wędka leżała na ziemi obok niego. Na widok Sebastiana podniósł głowę, ale zaraz znowu ją opuścił i ukrył twarz w dłoniach. Sebastian zaklął pod nosem. Jak się pociesza płaczące dziecko? – Złapałeś coś? – zapytał, podchodząc bliżej. Chłopiec zaprzeczył ruchem głowy, nie zmieniając pozycji. – Mogę usiąść obok ciebie? Od spaceru rozbolała mnie głowa. Ramiona chłopca uniosły się i opadły. Sebastian uznał to za