mężczyzn. Przystojne twarze nieznajomych wykrzywiały pożądliwe uśmiechy. W
migotliwym świetle latarni wyglądali jak maszkarony na gotyckich rynnach. Zionęło od nich alkoholem. Wyrażali się jak ludzie dobrze wychowani, ale przeraziły ją agresywne spojrzenia i dwuznaczne uśmieszki. Wiedziała, czego chcą. Tak samo patrzył na nią wcześniej Michaił, a jego groźby wciąż jeszcze rozbrzmiewały jej w uszach. - Zo... zostawcie mnie w spokoju. Nie zrobiłam nic złego! - Jasne, że nie, moja miła - zamruczał wysoki mężczyzna tuż przed nią. Miał lodowate, jasnobłękitne oczy i rozwichrzone rudawe włosy. - Nie bój się. Nazywam się Draxinger, a to moi przyjaciele. - Podał jej wypielęgnowaną, białą dłoń. - Czy chciałabyś wejść do środka? Spojrzała na niego gniewnie. Nie ufała jego uprzejmości ani ofercie gościny. - No, nie dąsaj się. - Wysoki brunet po prawej nachylił się, jakby chciał wziąć ją w ramiona. - Pozwól, że ci pomogę. - Precz ode mnie! - krzyknęła. Młodzieniec zmarszczył ze zdumieniem gęste, ciemne brwi. zobacz - Moja droga, jestem lord Rushford, może o mnie słyszałaś? No, chodźże - powiedział stanowczym tonem, siląc się na uśmiech. - Nie dotykaj mnie! - syknęła przez zaciśnięte zęby. Obydwaj spojrzeli na siebie zaskoczeni, a potem wybuchnęli śmiechem. - No, no, nie ma się czego bać - wtrącił łagodnie trzeci. Jego rysy przywodziły na myśl lwa, miał kręcone ciemnorude włosy. - Oni są jedynie uprzejmi! - Nie widzicie, hultaje, że się was przestraszyła? Odsuńcie się! Dopiero teraz Becky Perfekcyjne proporcje spostrzegła, że nieco z tyłu stoi czwarty mężczyzna. Na tle srebrzystych strug deszczu wyglądał niczym złotowłosy anioł. Upadły anioł. Aż jej dech zaparło na jego widok. Nigdy jeszcze nie widziała kogoś równie przystojnego. Ubrany w wytworny ciemny strój, wspierał się ramieniem o kolumnę. Stał z daleka od kompanów, jakby im nie ufał, albo po prostu miał ich za niewartych uwagi. Błękitne jak niebo oczy przyciągały ją nieodparcie. Wysoki, smukły, atletycznej budowy, mimo pozorów znużenia emanował energią. Ostro zarysowany podbródek i pięknie rzeźbione rysy stanowiły wzór męskiej urody. Chyba jeszcze spała, bo niemal spodziewała się ujrzeć u jego ramion wielkie skrzydła. No tak, przecież diabeł był wcześniej najpotężniejszym z aniołów! - Wejdź do środka. - Słowa Draxingera wyrwały ją z transu. - I napij się z nami. - Rushford wyciągnął rękę, chcąc unieść jej podbródek. Odtrąciła jego dłoń gwałtownym ruchem i się zerwała. - Zostawcie mnie! Trzeci mężczyzna zaśmiał się głośno. Spojrzała na niego. - Co to za kaprysy?! - burknął Rushford i zbliżył się do niej tak bardzo, że niemal przygniótł ją do ściany. - Jak ci na imię, złośnico? - Wolnego, Rush. Chyba za wiele wypiłeś - odezwał się chłodno złotowłosy anioł, lecz brunet nadal świdrował ją wzrokiem. - Otwieraj drzwi - nakazał drugiemu, ujmując ją za ramię. Poczuła się niczym ścigany królik. Była w pułapce. - Pozwólcie mi odejść! - O nie, moja miła. Koniecznie musisz wejść i napić się z nami. - Ton Rushforda był Polski Bon turystyczny- kolejne ważne informacje zdecydowany, a uścisk wprawdzie niezbyt mocny, ale nieustępliwy. Rozsądek podpowiedział, że grozi jej niebezpieczeństwo, jeśli pójdzie z nimi. Lęk, przeżyty w ostatnich dniach, dodał jej sił. Nie pozwoli, żeby tak się z nią obeszli! Gdy Rushford znów nachylił się nad nią, najwyraźniej chcąc ją pocałować, uderzyła go w pachwinę. Zachwiał się, jęknął donośnie i puścił ją. Odepchnęła napastnika, a gdy kolejny, Draxinger, chciał chwycić ją za łokieć z pojednawczym „No, no, kochanie!”, uderzyła go pięścią w szczękę. Najmocniej, jak tylko mogła. A potem wybiegła prosto w ulewę. Alec zamarł, zdumiony. Rzadko co go zaskakiwało, a już na pewno nie mógł tego powiedzieć o kobietach. Patrzył oniemiały, jak Rushford zwija się wpół z jękiem, a Drax